O Nowej Hucie twórczych zabaw kilka...

Całkiem niedawno opowiadałam dzieciakom o szarych i trudnych latach PRL-u, o czasach mojego dzieciństwa. Temat kartek na jedzenie i słodycze był długo drążony, no bo jak to możliwe? Że co? Nie można było normalnie pójść do sklepu i kupić tego, co było potrzebne? Czekolada na kartki? Nie mieści im się to w głowie! Puste półki? Mięso spod lady? Ćwiartki kupowane gdzieś na wsi? Nie było telefonów komórkowych, komputerów i kolorowej TV??? Godzina policyjna? Obskurne place zabaw? Ciche wyjazdy - do dzisiaj pamiętam dziewczynkę, która wraz z rodziną (ojciec był zaangażowanym działaczem Solidarności) zniknęła w czasie jednej nocy - zostały po nich jedynie firanki w oknach. Dokąd wyjechali? Ponoć ich celem była Kanada. Tajemnicze zniknięcia i internowania. Czołgi na ulicach w stanie wojennym - pamiętam twarze żołnierzy, którzy stali przy takim czołgu ( -Prawdziwym?) pod Kielcami, i dobrotliwie nas nie zatrzymali, choć nasz samochód miał rejestrację innego województwa. I oporniki w swetrze mojej siostry i jej kolegów z LO. I ... długo by można.
Dzieci patrzyły na mnie jak na dinozaura opowiadającego o erze przedpotopowej. A moje rozmarzenie na wspomnienie rodziców wracających z Puław czy Dęblina, gdzie czasem jeździli, bo tam były lepiej zaopatrzone sklepy (z racji wojskowego Dęblina) - z kiścią bananów, których spotkałam na klatce schodowej czy wspomnienie parówek, które siostra-studentka przywiozła z Warszawy (ich smak pamiętam do dzisiaj!) - wzbudziło w nich lekko litościwy uśmiech.

No cóż, tak było. Trudno uwierzyć.  A temat ten wypłynął przy okazji oglądania książeczki, którą dostałam od redakcyjnej koleżanki, "O Nowej Hucie twórczych zabaw kilka" Mai Dobkowskiej i Zbigniewa Dobosza (wydanej przez Muzeum Historii Polski w Warszawie).
Ta książeczka to trzydzieści kilka stron opowieści o historii Nowej Huty, a przy okazji i czasach, w których powstawała - trudnych, szarych, biednych. 30 kilka stron do przejścia których i przeczytania ,niezbędne są klej, kredki, nożyczki - dziecko ma tu co robić, bo nie tylko słucha, ale i czynnie wykonuje zadania - wycina, nakleja, rysuje... A przy okazji zabawy twórczej, dowiaduje się, jak wyglądało życie ludzi w PRL-u- odwiedza zakład fryzjerski pani Grażynki, ogląda stare autobusy "ogórki", poznaje mimochodem fragmenty historii (o co chodziło z krzyżem w Nowej Hucie?; dlaczego był pomnik Lenina i go nie ma, ku radości;  dlaczego kina miały nazwy na S; co to jest solidarność i Solidarność, kim był przodownik pracy i co znaczy "100 procent normy")...
O PRL-u można mówić tak, aby nie z nudzić, a zainteresować historią  - nawet kilkulatków. Bardzo fajna książeczka. Polecamy!



"O Nowej Hucie twórczych zabaw kilka"

Maja Dobkowska, Zbigniew Dobosz,
Muzeum Historii Polski w Warszawie,
Kraków 2012.

Komentarze

  1. Szkoda, że można w Muzeum ogladać tylko wystawy czasowe, z niecierpliwością czekamy na stałą ekspozycję. A książka nie "wpadła" nam w ręce, ale musimy to nadrobić, bo wygląda interesująco.
    Ja polecam "Wrońca" Dukaja, ale dla tzw. dzieci starszych.
    ps. Zdiwiło mnie, że nie tylko ja pamiętam PRL z dzieciństwa!!!
    Pozdrawiam Mamik.net

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz