Szpitalne reminescencje


Obcy ludzie. A mimo to trzymanie kciuków. 
- Wyjdę dzisiaj, czy jutro? 
- Będzie dobrze. 
- Może pomóc? 
- Może podać?... Nocne opowieści przy zgaszonym świetle, kiedy nie widać twarzy i łatwiej o słowa. Szpitalna wspólnota.

Julita, 28 lat - intensywnie niebieskie oczy i gęste, długie włosy. Piękna. W historii dwie ciąże pozamaciczne i marzenie o dziecku. Tylko narzeczony miesiąc przed ślubem odwołał imprezę i zniknął. Zaproszenia rozesłane, sala zamówiona. 

- Byłam na przymiarce sukni ślubnej, kiedy dostałam od niego sms-a, że to nie ma sensu.
Kolega, który miał świadkować na ich ślubie, kilka pięter niżej po wypadku motorowym walczy już nie o sprawność, tylko o życie. 
- Opowiem Wam o sobie, i tak się więcej nie spotkamy.

Katarzyna, 45 lat. Zakochana w mężu bez pamięci. 

- Był młodszy o kilka lat i nie zwracał na mnie uwagi. Krążyłam wokół niego, krążyłam. I nic. Pomyślałam, co mam do stracenia. Zaciągnę go do łóżka, musi się zakochać. I zakochał się, jesteśmy razem od 22 lat. 
Matka dwóch synów, w tym jednego już dorosłego. Czego żałuje? Jedynie tego, że nie ma trzeciego dziecka. Młodszy syn ma już 15 lat i coraz bardziej odchodzi. Dlatego kupili sobie psa.

Marysia, 53 lata. Uśmiech od ucha do ucha, w każdej sytuacji. Żywa radość. 

- Jutro, przed operacją nie dam rady. Wiem to, tak mam. Rozkleję się. 
Pierwsze, co zobaczyłam rano, kiedy otworzyłam oczy: Marysia siedzi na łóżku i płacze...

Justyna, 28 lat. Przyszła na zabieg ambulatoryjny. Nasza mała sala znajdowała się tuż obok zabiegowego, dlatego stała się poczekalnią dla pacjentek "jednodniowych". W godzinie szczytu na stołeczkach siedziało z nami z sześć kobiet, w różnym wieku i z różnymi historiami. 

- Mieszkam w X., pracuję w Z., dojeżdżam 70 km, ale co tam. Miłość nie wybiera, mąż jest z X. Kupiliśmy mieszkanie, urządzamy je. A pokażę Wam zdjęcia, zobaczcie jaką mam niesamowitą kuchnię i łazienkę! 
Beata strzela słowami jak z karabinu, w sekundę skraca dystans, w telefonie ma połowę swojego życia. Pokazuje zdjęcia, śmieje się. Oglądamy, komentujemy.

Pani A., a jeszcze bardziej jej syn. Pani A. ma 86 lat. Jej syn jest grubo po 60. Ona mała, zgarbiona, trochę oderwana od rzeczywistości. Za to jej syn... Szczupły, w drelichowych, przydużych spodniach nie odstępuje jej na krok. 

- Mamusiu, pamiętaj, w torbie masz badania. Zobacz, tu masz wyniki sprzed trzech lat, koniecznie pokaż je lekarzowi, dla porównania. A tu masz opis zabiegu, tu - mamusiu, skoncentruj się! - masz opis usg, musisz to wiedzieć, bo ja nie mogę z Tobą wejść... Mamusiu... 
Mamusia rozprasza się, a przede wszystkim denerwuje czekaniem. Bo czekają już godzinę, dwie, trzy... 
- Dlaczego tyle to trwa? Dlaczego? Panie wchodzą, a ja ciągle czekam?
- Mamusiu, nie denerwuj się, jak się czeka to czas inaczej płynie. Tobie się wydaje, że to długo, ale tak musi być, widocznie Panie mają inne badania...
- Ale ja przecież tylko na ...
- Mamusiu...
 - pielęgniarki co jakiś czas przeganiają go na korytarz poza oddziałem, niechętnie odchodzi, powtarzając jak mantrę listę badań w teczce. Potem stoi na końcu korytarza, za szybą, nie usiądzie na krześle obok, tylko stoi i patrzy. Kiedy drzwi się otwierają, bo ktoś wychodzi, niepostrzeżenie wślizguje się znowu.
- Panie, proszę tu nie stać! Mówiłyśmy...!
- Ale ja muszę uspokoić mamusię! Mamusia się denerwuje! 

Trzeba przyznać, że mamusia radzi sobie całkiem nieźle, rozmawia z współtowarzyszkami w kolejce, śmieje się, syn za to jest kłębkiem nerwów. Po badaniach, korzystają z naszej łazienki. Syn pomaga mamusi przebrać się i cały czas do niej mówi, na tyle głośno, że leżąc w łóżkach słyszymy ich dialog, a właściwie monolog. Syn pociesza, uspokaja, tłumaczy, podaje, chowa.. Młode dziewczyny parskają śmiechem, my mamy oczy szeroko otwarte ze zdumienia.
- Boże, jak ona to zrobiła... - szepce któraś.


i jeszcze Małgorzata B. Powietrze. Uśmiech. Radosna peruka: pukle skręconych, popielatych włosów, niebieskie szkła w okularach, jasna tunika. Kiedy pojawia się na korytarzu, na oddziale pojawia się życie. Pielęgniarki śmieją się głośno i autentycznie cieszą.

- Nasza Oleńka przyszła!
- Małgosia!
I Oleńka już przy pielęgniarkach, swobodne żarty, jakby spotkały się stare znajome. Nawet te pielęgniarki, które biegały z zasznurowanymi ustami - rozpogadzają się. Zaciekawione twarze wychylające się zza salowych drzwi. Każdy chce być trochę bliżej. Ogrzać się.
Oleńka stoi na środku korytarza. Uśmiech. Ciepło. Spokój. Choć ciągle szpital.

Ileś miesięcy później. Całkiem niedawno. Oleńki już nie ma. Pozostał uśmiech.

Komentarze

  1. Niesamowity masz talent do obrazowania uczuć i emocji. Popłakałam się. Ja jestem Małgorzata B. Na szczęście jestem zdrowa... :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. [zamyślona]/[nie będzie płakać]/[płacze]

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak ,masz talent do obrazowania uczuc i emocji,zawsze to powtarzalam. B.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz