11 listopada [10 Przystanek Niepodległość, Ferajna z Hoovera i nie tylko]


Taką Warszawę lubię. Spacer po Krakowskim Przedmieściu był dla mnie zaskoczeniem: tłumy ludzi, spokój, radość. Poczucie wspólnoty, kotyliony i biało-czerwone flagi. Tylko sprzedawanie rogali marcińskich po 10 zł od sztuki uważam za przegięcie ;)


Przystanęliśmy przy Ferajnie z Hoovera. Chłopaki śpiewali pieśni legionowe, ale jak! I te gitary, skrzypce... Mam słabość do tych melodii, a te - wykonane z taką pasją i żarem - sprawiły, że trudno było nogi oderwać, by pójść dalej.  Moi chłopcy także urzeczeni i zadowoleni, bo niektóre pieśni znali i dlatego milej im się przytupywało ;)

Wcześniej odwiedziliśmy BUW i obejrzeliśmy bardzo udane przedstawienie "O Wicku, co Warszawę ocalił i śmierć pokonał”, będące adaptacją baśni Kornela Makuszyńskiego. Wicek został obdarzony darem walki ze śmiercią w nagrodę za swoją uczciwość i dobroć. Było ciekawie, chwilami zabawnie, chwilami strasznie (ach, ta śmierć z kosą), a na koniec, w czasie Roty i wzruszająco. Po przedstawieniu robiliśmy kotyliony. A wszystko to w ramach 10. Przystanku Niepodległość organizowanego przez Muzeum Historii Polski.

A co czytaliśmy dzisiaj? TU

Komentarze