Nelly Rapp..., Martin Widmark, il. Christina Alvner i rozdawajka :)


Wielbiciele serii Biura Detektywistycznego Lassego i Mai Martina Widmarka (wyd. Zakamarki) powinni być zadowoleni - na rynku za sprawą wydawnictwa Mamania pojawiły się dwie książki tego autora, tym razem o upiornej agentce.


Widmark napisał dziesięć części o Nelly Rapp, więc jest nadzieja, że w Polsce pojawią się i kolejne. Autor nie wyważa tu drzwi - seria zbudowana jest na podobnej zasadzie co "Tajemnice" - i wizualnie i tekstowo. Znajome z "Tajemnicy..."-  zebranie i przedstawienie postaci występujących w książce, a potem krótkie rozdziały.

Tym razem bohaterka książki jest jedna (w Tajemnicy był duet), ale za to ma psa, który na imię ma Londyn (jest angielskim bassetem) i śledzi nie przestępców tylko postaci z koszmarów sennych - wampira i frankensteiniaka. Ilustracyjnie też czujemy się jak w domu - czarno białe rysunki Christiny Alvner przypominają ilustracje Heleny Willis, choć przyznam, że gdybym musiała wybierać - wybrałabym Alvner.

Nelly Rapp to ciekawska i rezolutna dziewczynka (zadaje dużo pytań, czasem ciężko jej usiedzieć na lekcjach i ma odwagę sprzeciwiać się starszym chłopcom), która zostaje członkiem pewnej tajnej organizacji. Ale żeby do organizacji przystąpić - musi się wykazać. Czym? Cechami potrzebnymi agentowi: ciekawością, energią i odwagą. Udaje się. Nelly przechodzi test pozytywnie i od tej pory jej życie stanie się pełne niespodzianek i ... niestworzonych stworów, żyjących jak się okazuje między nami. Tylko trzeba wiedzieć, na co zwracać uwagę. Jest intrygująco, trochę tajemniczo i trochę strasznie!  Ale nie ma się co bać, bo Nelly poradzi sobie w każdej sytuacji, zuch dziewczyna! Korespondencja między "mózgami" akademii a agentami kwitnie, trzeba przyznać, że mają niezłą siatkę, pozazdrościć!

Duża czcionka, dosyć krótkie rozdziały - książeczki idealna do samodzielnego czytania, choć moi zdecydowanie jeszcze wolą, jak im czytam (co nie ukrywam sprawia mi przyjemność, więc nie naciskam). Słuchali uważnie i jedyne zastrzeżenie jakie mieli, to: juuuuż, takie krótkie??? czytaj jeszcze!  I dopytują, kiedy kolejne części, bo są ciekawi co tam dalej się wydarzy...
Mnie podoba się to, że porównując do "Tajemnic" - są bardziej rozbudowane - rosną z chłopakami :)

Są książki - będzie rozdawajka

Uwaga, uwaga! Mamy do rozdania dwie książki: "Nelly Rapp i Upiorna Akademia" i "Nelly Rapp i frankensteiniak".  Podzielcie się z nami mrożącą  historią ze swojego dzieciństwa, albo z życia Waszych dzieci - najstraszniejsze dwie wyróżnimy książką :)  Na historie czekamy na FB (komentarze pod wpisem o Nelly) albo w komentarzach na makiwgiverny.pl - czyli tu :) Czekamy do przyszłej środy.

Nelly Rapp i Upiorna Akademia,
Nelly Rapp i frankensteiniak.
 Martin Widmark,
il. Christina Alvner,
wyd. Mamania, 2016.

Wyniki rozdawajki:
Przyszły trzy odpowiedzi - wybrać dwie z trzech? Jakiś koszmar! Nagradzamy więc wszystkie trzy. Drogie Panie - prosimy o adresy do przesyłki i gratulujemy (makiwgiverny@gmail.com)
m.

Komentarze

  1. Troche koszmarne ilustracje, ale zdaję sobie sprawę z tego, ze tematyka książki tego wymaga :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja historia - zupełnie nieziemska, zwłaszcza jak pomyślę z perspektywy matki, bo wtedy byłam dzieckiem… Siedzieliśmy sobie w szkole na lekcjach (wiejska szkoła) i ktoś przyszedł pogadać z nauczycielem prowadzącym lekcję. Oczywiście treść rozmowy do wiadomości klasy – taki jeden pan Walek, co tu niedaleko mieszka, miał jakieś problemy w domu, nie wiadomo właściwie co się stało. W każdym razie biega teraz po wsi z siekierą i łańcuchem, i krzyczy, że chce wszystkich zadźgać, ponoć piana mu się toczy, chyba jakieś galopujące szaleństwo go dopadło. Ludzie chowają się do domów w popłochu wobec czego dyrektorka zamyka szkołę i nikogo nie wypuszcza do domu, póki nie przyjadą ludzie z psychiatryka i nie będzie wyraźnego sygnału, że facet został złapany. Oczywiście w tym momencie było już po lekcjach – wszystkie dzieciaki gapiły się w okna przerażone, ale też mając nadzieję, że za chwilę pojawi się rozszalały facet z siekierą, coś na kształt zombie skrzyżowanego z wilkołakiem. Nic się jednak nie wydarzyło. Pamiętam, że baaardzo się bałam, wizja tego co się mogło wydarzyć siedziała mi potem w głowie jeszcze długo. Po dwóch godzinach przyszła wiadomość, że jest ok i dzieciaki mogą iść do domu (w tych czasach nikt dzieci ze szkoły nie odbierał, były wtedy jeszcze traktowane jak ludzie). Legenda o tym wydarzeniu krążyła latami, oczywiście doszło milion dramatycznych szczegółów. Pana Walka nie spotkałam już nigdy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach! Ale super! Już się meldujemy mailowo :)))))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz