Bajka o rumaku Romualdzie, Malina Prześluga, il. Jaga Słowińska


Chciałam zrobić fajne zdjęcia, a że konie mamy blisko to rzuciłam hasło: jedziemy! Na rowerach, raz dwa, bo to rzut beretem od nas. Serio. Taaaa. jedziemy... Ociągali się, marudzili, wreszcie ... pojechali, ale  z siostrą do drugich dziadków. Pewnie na Cartoon Network i ten sernik, który wczoraj babcia upiekła... Pokemonów może by i szukali, ale koni?


Matka ubrała się, wzięła psa, rower, aparat i książkę. I pojechała. Sama. Po drodze ponure myśli jej w głowie hasały niczym te rumaki, co te dzieci takie... Tylko piłka, koledzy łamane na komputer i tv, jak gdzieś dorwą (w domu nie ma telewizora w ogóle, ha!). Czy to już tak będzie? Urosną i skończą się wspólne wypady, wyjazdy, tu warsztaty, tam zajęcia, tam spotkanie? Coraz trudniej, coraz ciężej... Matka musi kusić i zachęcać, z trzech chłopa średnio udaje się zwerbować jednego... A jak nie będą chcieli czytać? Matko jedyna....

No nic dotarliśmy z psem do stadniny. Bolo nieco zmęczony (mało je biedaczyna, jest na diecie), ja z obolałym sercem, a tu d...  - pusto. Koni niet. Ani jednego, nie mówiąc już o Romualdzie. Na padoku pusto i głucho, na drugim i trzecim też,


Jestem w sklepie "z drugiej ręki". A tam łeb konia na kiju. Taki piękny, jasny, z białą grzywą. Już widzę, te zabawy - może w Romualda, jak pędzi przez bory i knieje, przedpokój i kuchnię, po tych osiedlach i piętrach i kanapach...  Już go trzymam, kupię!  Do zabawy, albo do pokoju... ale którego? dla kogo? Przecież mnie wyśmieje - ten najstarszy, a młodsze popatrzą i wykrzykną: Ale my się takimi już nie bawimy, to dla małych dzieci! (Może gdyby to był łeb jakiegoś piłkarza...). W salonie sobie powieszę? Z żalem odkładam koński łeb na półkę...

Ciut mi smutno... do wieczora, bo wieczorem słyszę przymilne głosiki
- Maaamo, a poczytasz nam książkę? O tym rumaku!
- Mamo, o tym rozczarowanym Romuladzie, roz-czarowanym, rozumiesz?
- I jeszcze jakąś drugą, żeby dłużej było.

Ufff... więc czytamy. Ostatni bastion jeszcze nie padł. Dzień dniem, ale rytuał czytania przed snem musi być odprawiony. Nie ma zmiłuj i oby jak najdłużej ;)


Bajka o rumaku Romualdzie

Co za wielkość, co za kolor! Nie można przejść obojętnie obok Romualda - w moim wypadku to fascynacja od pierwszego spojrzenia na książkę i zerknięcia do środka.

Bajka nie bajka - łamie konwencję, miesza i rozśmiesza. Ach ten Romuald, zawsze w cieniu, zawsze laur trafia na głowę tych wszystkich rycerzy i królewiczów, i to oni w glorii i chwale, a przecież gdyby nie on  Romuald - na własnym grzbiecie - to smoki żarłyby dalej mieszkańców miasteczek i wsi, a te wszystkie królewny i księżniczki siedziały w swych wieżach albo spały.
Rumaki są niedocenione. Romuald o tym wie i jest z tego powodu nieco rozgoryczony. Dlatego, gdy pojawia się okazja  i może wreszcie zostać bohaterem swojej osobistej bajki - stanąć w świetle jupiterów - gdy wybiła ta chwila, ma swoje pięć minut to musi je dobrze wykorzystać! I wykorzystuje! Choć ciężko tak samemu - bo jak ruszyć bez "wio" czy choćby cmoknięcia, jak skręcić, gdy nikt nie ciągnie za uzdę.. Ale bardzo się stara, a ta królewna - bo któżby inny -  nawołuje go i dopinguje swoim "Raaatunku!"
Na naszych oczach Romuald rośnie - rośnie w siłę i pewność. Pokonuje las, mija domy, pocztę, radzi sobie z domofonem i schodami na 6 piętro! Udaje mu się. Dociera. Czy uratuje i kogo? I czy usłyszy zdanie,na które tak czeka - zdanie w jego bajce: i żyli długo i szczęśliwie? Koniecznie sprawdźcie sama!

Dobrze się czyta - te pełne humoru dialogi między bohaterami z różnych światów: bajek i współczesności. I ogląda, co tam ogląda - pochłania oczami! Ilustracje - przepięknie kolorowe - mają to "coś". "Mamo, są jak wycinanki". Dla mnie i bajkowe i nowoczesne,  jak tekst. Zdecydowanie nie rozczarowują, lecz czarują ;)


To nasze pierwsze spotkanie z Tashką i powiem, że bardzo udane. Tym bardziej, że czytamy już kolejne książki tego wydawnictwa i... serce rośnie!


Bajka o rumaku Romualdzie,
Malina Prześluga,
il. Jaga Słowińska (Moss Papers),
wyd. Tashka,
2016.

Komentarze

  1. Bardzo ciekawie brzmi - sięgniemy na pewno. A i koń typu: głowa na patyku się przyda :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sięgnijcie, spodoba się Lili i Tobie pewnie też. A konia już nie ma, pogalopował do innego dziecka ;)

      Usuń
  2. Uśmiechałam się pod nosem, czytając początek Twojej recenzji, bo i do mnie wracają raz po raz te obawy, co jeśli nie będzie już komu czytać? Dziesięciolatka odpływa powoli w samodzielną lekturę, a czterolatek w ciągu dnia jest tak bardzo zaabsorbowany światem, że przy książce nie usiedzi. Na szczęście i u nas są to wieczory! :)
    Fajny pomysł z tym rozczarowanym rumakiem, i z połączeniem przeszłości i współczesności; widzę, że twórcza wyobraźnia autorki Ziuzi nie zawodzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka ekstra, dużo śmiechu i radości nam dała. A co do reszty - te dzieci tak szybko rosną...

      Usuń
    2. Rosną, rosną i żal wielki, bo tyle fajnych tytułów dla 0-5, a tu już nie ma komu :(

      Usuń
  3. Ach... u mnie to samo... i tylko wieczory książkowe bez zmian.. Tak sobie myślę, że kiedyś nadejdzie ten czas że z książkami dla dzieci zostanę sama... Byle by tylko oni czytali, te inne - dorosłe.. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, możenie powinnam tego mówić, ale to miód na moje serce - co napisałaś ;) Bo już się martwiłam troszeczkę, że ja coś robię nie tak, że powinnam jakoś bardziej, lepiej sprawiać, żeby oni czytali i czytali i to czytanie przedkładali nad wszystko inne...Ale skoro u Was podobnie - to znaczy, że jest ok, że tak jest, dzieci rosną, mają więcej atrakcji i książki są cudowne, ale wieczorem :)

    "Byle by tylko oni czytali, te inne - dorosłe.. :-)"

    Myślę, że jak dzieci widzą rodziców czytających sobie (nie tylko im), obłożonych książkami i za młodu pokaże im się miłość i szacunek do książek to to nie zginie. Wcześniej czy póżniej taka potrzeba się pojawi.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz