Frida Kahlo & Diego Rivera. Polskie konteksty (CK Zamek w Poznaniu)


Drobna, wyrazista, kobieca. Z czarnymi brwiami, a pod koniec życia i charakterystycznym wąsikiem. Ze skupionym, przejmującym wzrokiem i papierosem w ręce. W zamaszystych spódnicach, kwiatach wplecionych we włosy i sznurem korali. Wyprzedzająca czasy, w których żyła. Dla nas egzotyczna, bardzo południowa. Złożona z kontrastów. Szalona w miłości, oddana sztuce. Nadwrażliwa, kontrowersyjna, mówiąca własnym głosem.

Frida Kahlo


Fascynuje, co do tego wątpliwości nie ma. Sztuka przenikająca życia i życie przenikające sztukę  Bo obrazy Fridy to jej intymna, bardzo osobista opowieść. Taki pamiętnik wydrapany na płótnie.
Trudna, wyczerpująca psychicznie miłość - małżeństwo  z Diego Riverą, rozwód, ponowne małżeństwo, jego liczne romanse i jej (m.in. z Trockim),  niemożność donoszenia ciąży, aborcje ze względu na zagrożenie życia, i stały ogromny ból i cierpienie.

Za Nietzschem powtarzała "Nazwałam swój ból psem. Jest tak samo wierny". Wypadek, w którym uczestniczyła, wracając ze szkoły (zderzenie autobusu z tramwajem) odcisnął piętno na całym jej życiu, zmienił jego trajektorię.  Zamiast studiów medycznych (tak, Frida Kahlo chciała być lekarzem) długie miesiące spędzone na szpitalnym łóżku. Z wypadku wyszła z połamaną nogę, żebrami, miednicą, obojczykiem,  zmasakrowaną nogą i stopą, uszkodzonym kręgosłupem i przebitym podbrzuszem. W sumie przeszła ponad 30 operacji (w tym kręgosłupa), ciągła terapia sprawiły, że jej życie podporządkowane było chorobie i walce o sprawność. Malowała często w łóżku, na leżąco - na specjalnie skonstruowanych sztalugach. W lustrze widziała swoją twarz. „Maluję siebie, ponieważ tak często jestem sama i ponieważ jestem tematem, który znam najlepiej”.

Krytycy nie wynoszą jej sztuki na piedestał, owszem, uważają jej prace za interesujące, ale nie wybitne. Jednak dla ludzi, odbiorców jej sztuki są fascynujące - pełne emocji i pasji. Szczere i poruszające. Ale też proste w przekazie, symbolice, a przez to łatwe w odczytaniu i trafiające do wyobraźni. Świadczy o tym choćby fakt sukcesu wystawy Fridy w Poznaniu. Żeby zobaczyć tę małą wystawę wiele osób jechało z odległych zakątków Polski.


Wystawa  w CK Zamek w Poznaniu


My z córką też pojechałyśmy. Na świeżo po lekturze książki "Frida Kahlo prywatnie" Suzanne Barbezat, wyd. Marginesy, 2017 (bardzo polecam, jest i o życiu Fridy i o jej sztuce - czyta się jednym tchem plus zdjęcia obrazów i fotografie artystki m.in. zrobione przez Nickolasa Muraya w latach 30. i 40.) miałyśmy w głowach swoje wizje wystawy.

Tak, wiedziałyśmy, że obrazów malarki jest mało (28 obrazów Fridy plus 10 Diego Rivery), że wystawa obudowana jest wątkiem polskim (Fanny Rabel, uczennica Fridy i malarka i Bernice Kolko, fotografka) i sztuką meksykańską (prace grupy meXylo, meksykańskich artystów inspirujących się twórczością Kahlo), więc nie to nas rozczarowało (choć proporcje prac świadczą raczej, że jest to bardziej meksykańska wystawa z wątkiem Fridy)... Tylko sama ekspozycja - słabe światło (bardzo mi to przeszkadzało),  natłok prac w salach pobocznych, przez co były słabo wyeksponowane,  duża odległość między salą główną a bocznymi – wiem, że dużo osób nie zobaczyło całej wystawy, bo nie wiedziały, że jeszcze coś jest...).

Mimo tego bardzo cieszę się, że pojechałyśmy, obejrzałyśmy. Co innego stać przed oryginalnym obrazem i patrzeć na fakturę płótna, a co innego oglądać obrazy w książce na papierze.
Na wystawie można też zobaczyć surrealistyczny obraz Fridy Kahlo, którego nie ma - odtworzone z negatywu „Zraniony stół”. Obraz był pokazywany w 1955 roku w Warszawie, potem w Moskwie i ślad po nim zaginął...

Bez wątpienia, patrząc na rekordową frekwencję, jest to wystawa roku.












Komentarze

  1. Zamierzam się wybrać na tą wystawę, ale dopiero w przyszłym miesiącu, bo w tym nie podołam logistycznie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Podzielisz się wrażeniami?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz