Ryby, idziemy na ryby!

Poszliśmy na ryby. Jak to bywa z moimi chłopakami - jeden zaraził wszystkich. 

Najpierw był patyk. Zwyczajny, żadne tam cudo, krótki, dosyć masywny (Idealny na przeręble - zawyrokował później dziadek). Ale Staś przyjrzał mu się uważnie i wyszło mu, że z tego patyka to będzie dobra wędka. Poszedł do dziadka, dziadek mu scyzorykiem patyk ociosał z małych odnóżek i już. Jest wędka! 


Wieczór upłynął pod hasłem wędkowania; Staś odszukał babciny słomiany kapelusz, bo wędkarz musi mieć takie właśnie nakrycie głowy (kiedy przyszło co do czego pozostał jednak przy swojej czapce z daszkiem), no i przygotował się teoretycznie. Karteczki zapisane zostały nazwami ryb, które można w jeziorze złapać. Okoń jest? Jest! A sum? Jest! A... Powstała na prędce lista, całkiem imponujących rozmiarów, została wzbogacona ilustracjami - naklejkami ryb. Jedna z naklejek wylądowała na koszulce: 
- Mama, mogę tak pójść na ryby? 
- No możesz! A co chcesz robić z tymi rybami, które złowisz?
- No ... wypuszczę je!
- Ale wiesz, że ryba po złowieniu cierpi, pyszczek ma poraniony?
- No tak... ale ja przecież tak na niby!
No jak na niby to ok.

Rano, kiedy matka przecierała oczy i wlewała w siebie drugą kawę (matka tak rano pije, kubek za kubkiem) dziecko było już gotowe. I tak jak chłopaki jeszcze wieczorem wykazywali nikłe zainteresowanie, wręcz przyglądali się bratu z pewną taką pobłażliwością, tak rano byli już gotowi razem z nim. Przestępując z nogi na nogę, pod drzwiami, poganiali matkę, no już idziemy, no chodź! Ale ja nie mam jeszcze patyka, nie mam wędki! Pójdziemy do lasu? Poszliśmy. Do lasu po patyki, a potem do dziadka, żeby tym scyzorykiem...

No i zaczęło się! Dziadek podszedł do zadania bardzo ambitnie. Zajął się tymi kijami, zrobił spławiki z korków i jakichś drucików, te sznurki przymocował taśmą, czerwoną... powstały wędki pierwsza klasa!
Chłopaki z dumą targali te kijaszki, sznurki się plątały, ale nieśli, co i rusz upewniając się, czy ten chleb dla ryb, który spakowali jest na pewno w Antkowym plecaku. Był.



Doszliśmy nad jezioro, do pierwszego pomostu dla wędkarzy. Potem przeszliśmy na drugi. Widzicie te skupione twarze? (no może twarzy nie, bo zdjęcia wyselekcjonowane, żeby twarzy akurat nie było widać, ale chłopaki przecież całą postawą wyrażają skoncentrowanie na zadaniu). Cisza, aż dzwoni! Gdyby nie to, że któryś co moment wychylał się niebezpiecznie znad krawędzi mostku, matka - zastygła w bezruchu - wpadłaby w medytacyjny stan. Było blisko! A tak to matczyny krzyk zakłócał ciszę poranka i jak orzekli chłopcy, skutecznie odstraszał ryby, te które może by i miały chęć na ten chleb...

Jednak ryby i tak były na plusie - wyszły z tego cało, a do tego pewnie po naszym odejściu nażarły się chleba, który unosił się przy brzegu ;) A my? W szale połowów udało się złowić na wędkę gałązkę dzikiego wina, Rudy zaliczył kąpiel w jeziorze, pokontemplowaliśmy przyrodę, a matka porobiła mnóstwo zdjęć, od których nie mogła potem oderwać oczu! Wyprawa okazała się nad wyraz udana!

Wędki czekają na chłopaków balkonie. Do następnego!

PS. Jeśli kiedykolwiek zaplącze się tu ktoś od ałtfitu i stajlu: skarpetki Antka do sandałków to celowy zabieg. On tak lubi i nie chce inaczej. Znaczy się ma chłopak charakter i własny styl ;)

Komentarze

  1. Zdjecia piekne,rybacy jeszcze piekniejsi,Rudy tez lowil? B

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łowić nie łowił, za to towarzyszył, no i wykąpał się w jeziorze. Sam z własnej, nieprzymuszonej woli :)

      Usuń
  2. Nie mogę się napatrzeć-pięknie było! I pogratulować chłopakom fantazji!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie! Może kiedyś nam potowarzyszycie w wyprawie nad jezioro?

      Usuń
  3. Pomysłowych ma pani synów :) I co tam styl, kiedy są rzeczy ważniejsze :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, pomysłowości nie można im odmówić. A styl? Każdy ma swój własny :)

      Usuń
  4. Super!
    U nas syn zaraził się wędkowaniem od kuzynostwa. W naszej rodzinie nikt nie wętkował a dzięki temu muszę teraz uczyć się cierpliwości w rozplątywaniu sprzętu.

    W każdy razie najważniejszy plener i, że wspólnie :)

    Pozdrawiam Was.

    OdpowiedzUsuń
  5. Że plener i że wspólnie: super! Mam nadzieję jednak, że nie wyjdzie to u nas poza etap zabawy :) Pozdrawiamy ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz