Malowanie tuszem sumi-e
Od lat nie robię żadnych postanowień noworocznych, bo kończy się to wiadomo jak. Ale w tym roku wprowadziłam małą zmianę - przy okazji cholernie okrągłych urodzin umówiłam się z sobą na to, że będę regularnie robić sobie drobne kulturalno-artystyczne przyjemności. I muszę przyznać, że nawet mi to wychodzi.
Płynę na fali azjatyckich zainteresowań. Po warsztatach z pieczęci hanko, przyszedł czas na warsztaty malowania sumi-e. To malowanie bardzo obnażyło mój wewnętrzy chaos, niemożność wyciszenia się i skupienia i w ogólne! Jedyne co mi wyszło to robienie tuszu, choć po 10 minutach kręcenia sztyftem na kamieniu ręka bolała. Malowanie płatków sakury, będące formą medytacji, skrupulatne i powolne - pokazało, że nie jestem na tym etapie, oj nie. Moja bajka to szast pras i lecimy dalej. Ale nie poddam się tak łatwo, kamień, tusz i papier już zamówione. Będę ćwiczyć kontemplacyjne, precyzyjne malowanie i bycie tu i teraz itp itd.
Warsztaty odbyły się w MakiMaki, a prowadziła je Izabela Sakowska, która od ponad 6 lat studiuje sztukę sumi-e pod okiem Sensei Margot Toh-kou (東 虹) Olejniczak.
Rozcieraliśmy tusz na kamieniu z małą ilością wody, a potem ćwiczyliśmy malowanie płatków sakury. W założeniu każdy płatek miał być takim pękatym M, malowanym czterema ruchami i bez domykania, co daje wrażenie lekkości. Po zamalowaniu kilku stron płatkami i całymi kwiatami - na brudno i dla wyćwiczenia ręki, przystąpiliśmy do malowania właściwego obrazka na specjalnym papierze. Jakie piękne sakury powstały! Uczestnicy warsztatów okazali się być prawdziwymi artystami, te moje kwiatki to żal patrzeć. Ale liczy się frajda, próbowanie nowego.
Komentarze
Prześlij komentarz