Jeśli macie ochotę na książkę, która zaintryguje Was od pierwszych stron, sięgnijcie po "Dachołazy". To książka typu unisex - zarówno dziewczyny, jak i chłopaki dadzą się porwać fabule.
To, że mi się podobała to jedno, ale że przeczytał ją w tempie błyskawicznym od deski do deski mój 12-latek to naprawdę ho, ho! Bo Franek jeśli chodzi o książki jest mocno wybredny (nie mówiąc już o tym, że wszedł w ten wiek, kiedy dużą konkurencją dla literatury jest niestety elektronika). Jeśli pierwsze strony go nie wciągną, nie daje książce szansy. Odkłada ją, kwitując "nuda!". Jeśli rzecz jest dobra i zależy mi, żeby ją przeczytał, ale ma dłuższy rozbieg - czytam mu głośno, aż przejdziemy ten próg, za którym zaczyna się COŚ, jeśli nie - czekam, po jakimś czasie podtykam znowu, a jeśli nie zaskoczy, mówię sobie: trudno. Dla Franka literatura zaczyna się na "Meto", a kończy na książkach o wojnie ("
ale bez fantastyki, proszę!", "Arkę czasu" przeczytał, podobała mu się, jednak
ten wehikuł czasu, no po co to było???).
Przydługi wstęp to takie moje podziękowanie dla pani K. Rundell - każda książka, która trafi w gust mojego nastolatka to dla mnie perła ;)
DACHOŁAZY
Książka intryguje już na poziomie tytułu i okładki. Choć te "ochy" i "achy", czyli wyliczanka cytatów, nominacji i nagród jest zbędna, odciąga uwagę od samej ilustracji. A dalej jest też ciekawie, choć dosyć przewidywalnie. Naukowiec ratuje dziecko z katastrofy morskiej - znajduje je w futerale wiolonczeli, pływającej po kanale La Manche. Zajmuje się dziewczynką, dopóki ta nie zaczyna z wieku dziecięcego wchodzić w wiek nastoletni. Pracownikom opieki społecznej nie podoba się fakt, że dziewczynkę będzie wychowywał obcy mężczyzna. Postanawiają odebrać mu Sophie i umieścić w domu dziecka.
Sophie, emocjonalnie związana z Charlesem i Charles, kochający ją jak ojciec, nie wyobrażają sobie takiego scenariusza. Postanawiają zapobiec najgorszemu, cichcem opuszczając Anglię i wyruszając w poszukiwaniu matki Sophie, za kierunkowskaz obierają adres na futerale wiolonczeli
"Nigdy nie przekreślaj możliwego" to jedna z maksym, które Charles wpoił dziewczynce.
Wyjazd do Paryża to nowe otwarcie - Sophie styka się tu z dziećmi - sierotami, które zamiast murów domów dziecka wybrały wolność. Mieszkają na dachach i tu funkcjonują, rzadko kiedy schodząc na ziemię - tak jest bezpieczniej. Zaprzyjaźnia się z jednym z nich, z Matteo. Wspólnie próbują rozwikłać zagadkę, Jak można się domyślić - uda się, choć nie możemy rozsmakować się finałem, bo autorka dosyć gwałtownie kończy opowieść.
Książka jest ciekawa, sprawnie zbudowana i dobrze napisana. Jest w niej i szaleństwo i nadzieja, przygoda i humor. Sierota; ekscentryczny dorosły nie mieszczący się w schemacie dorosłego (dający dziecku dużo wolności, bardziej wspierający niż wychowujący); poszukiwanie rodzica i happy end. Dzieciństwo, o jakim marzy każde dziecko (czyż to, że może rysować bez przeszkód po ścianach, chodzić potargana, jeść z papieru zamiast z talerzy, bo po co je myć, zamiast lekcji w szkole spontaniczne przyswajać wiedzę w domu - nie wydaje się cudowne, kiedy ma się kilka lat? Przypomina się Pippi). Dzieci, ale i dorośli lubią taką literaturę "nieuczesaną". A pomysł, by bezdomne dzieci uciekły na dachy, bo wybrały wolność zaskakuje, to coś nowego, co budzi ciekawość. Tajemniczy świat na szczytach kamienic i biurowców, rządzący się swoimi prawami. Po przeczytaniu tej książki niejedna osoba częściej będzie zadzierać głowę do góry ;)
Dachołazy,
Katherine Rundell,
przeł. Tomasz Bieroń,
Wydawnictwo: Poradnia K, 2017
Oprawa: miękka
Liczba stron: 264
Format: 13.5x20.5 cm,
cena z okładki 34.99 zł,
od 10 lat.