Szczęśliwe przypadki Józefa Wilkonia, Józef Wilkoń, Agata Napiórska (spotkanie w Muzeum Książki Dziecięcej)


Czekałam na tę książkę. Czekałam na nią już wtedy, kiedy jej autorce nie przyszło do głowy, że ją w ogóle napisze. Dziwiłam się, dlaczego jeszcze nikt nie przeprowadził takiej rozmowy. Że aż się prosi. Wielki artysta, o takim dorobku i wspaniały człowiek. Do tego gawędziarz, z niesamowitą pamięcią do wydarzeń i anegdot. Wystarczy słuchać.

A jednak informacja o książce, że będzie już, zaraz, lada moment była dla mnie zaskoczeniem. Wywołała niepokój. A co, jeśli będzie nie taka, jaka chciałabym, żeby była, jak sobie ją wyobraziłam?

Niepokój był słuszny. Ta książka ma ogromną wadę. Błąd autorki, niedopatrzenie wydawnictwa.
333 strony. Przeczytane na wdechu.
I co? I to, że ta książka jest po prostu - boleśnie - za krótka! Fenomenalnie się ją czyta! Chciałoby się jeszcze! Apetyt rośnie ze strony na stronę, z rozdziału na rozdział. Dużo tu informacji nowych, których nie znalazłam w materiałach prasowych, czy wywiadach. Dzieciństwo, relacje z rodzicami, małżeństwo. Sporo prywatnych zdjęć. I historie o spotkaniach z ludźmi, których nazwiska nie są nam - miłośnikom literatury i ilustracji dla dzieci - obce. Elektryzujące, wciągające. Chciałoby się jeszcze, więcej przypadków, więcej opowieści.

Spotkanie  w Muzeum Książki Dziecięcej było intensywne, Mistrz w formie (szkoda, że byłego ministra ochrony środowiska nie było - dostałby za swoje), za mało miejsc siedzących. Był tort i gromkie "Sto lat" odśpiewane dla bohatera dnia (wszak dzień wcześniej obchodził 88 urodziny).

A książka to absolutnie lektura obowiązkowa nie tylko dla wielbicieli ilustracji i rzeźb Józefa Wilkonia. Sporo tu wspomnień z lat studenckich i życia artystycznych elit i ogromnie ciepłe, poruszające wspomnienia z życia prywatnego. Dużo zdjęć, aczkolwiek jak na dorobek Wilkonia to i tak za mało.

O samej książce jeszcze napiszę. Tylko przeczytam ją drugi i trzeci raz, na spokojnie.









Komentarze