Dachołazy, Katherine Rundell


Jeśli macie ochotę na książkę, która zaintryguje Was od pierwszych stron, sięgnijcie po "Dachołazy". To książka typu unisex - zarówno dziewczyny, jak i chłopaki dadzą się porwać fabule.

To, że mi się podobała to jedno, ale że przeczytał ją w tempie błyskawicznym od deski do deski mój 12-latek to naprawdę ho, ho! Bo Franek jeśli chodzi o książki jest mocno wybredny (nie mówiąc już o tym, że wszedł w ten wiek, kiedy dużą konkurencją dla literatury jest niestety elektronika). Jeśli pierwsze strony go nie wciągną, nie daje książce szansy. Odkłada ją, kwitując "nuda!". Jeśli rzecz jest dobra i zależy mi, żeby ją przeczytał, ale ma dłuższy rozbieg -  czytam mu głośno, aż przejdziemy ten próg, za którym zaczyna się COŚ, jeśli nie - czekam, po jakimś czasie podtykam znowu, a jeśli nie zaskoczy, mówię sobie: trudno. Dla Franka literatura zaczyna się na "Meto", a kończy na książkach o wojnie ("ale bez fantastyki, proszę!", "Arkę czasu" przeczytał, podobała mu się, jednak ten wehikuł czasu, no po co to było???).
Przydługi wstęp to takie moje podziękowanie dla pani K. Rundell - każda książka, która trafi w gust mojego nastolatka to dla mnie perła ;)


DACHOŁAZY


Książka intryguje już na poziomie tytułu i okładki. Choć  te "ochy" i "achy", czyli wyliczanka cytatów, nominacji i nagród jest zbędna, odciąga uwagę od samej ilustracji. A dalej jest też ciekawie, choć dosyć przewidywalnie. Naukowiec ratuje dziecko z katastrofy morskiej - znajduje je w futerale wiolonczeli, pływającej po kanale La Manche. Zajmuje się dziewczynką, dopóki ta nie zaczyna z wieku dziecięcego wchodzić w wiek nastoletni. Pracownikom opieki społecznej nie podoba się fakt, że dziewczynkę będzie wychowywał obcy mężczyzna. Postanawiają odebrać mu Sophie i umieścić w domu dziecka.

Sophie, emocjonalnie związana z Charlesem i Charles, kochający ją jak ojciec, nie wyobrażają sobie takiego scenariusza. Postanawiają zapobiec najgorszemu, cichcem opuszczając Anglię i wyruszając w poszukiwaniu matki Sophie, za kierunkowskaz obierają adres na futerale wiolonczeli
"Nigdy nie przekreślaj możliwego" to jedna z maksym, które Charles wpoił dziewczynce.

Wyjazd do Paryża to nowe otwarcie - Sophie styka się tu z dziećmi - sierotami, które zamiast murów domów dziecka wybrały wolność. Mieszkają na dachach i tu funkcjonują, rzadko kiedy schodząc na ziemię - tak jest bezpieczniej. Zaprzyjaźnia się z jednym z nich, z Matteo. Wspólnie próbują rozwikłać zagadkę, Jak można się domyślić - uda się, choć nie możemy rozsmakować się finałem, bo autorka dosyć gwałtownie kończy opowieść.

Książka jest ciekawa, sprawnie zbudowana i dobrze napisana. Jest w niej i szaleństwo i nadzieja, przygoda i humor. Sierota; ekscentryczny dorosły nie mieszczący się w schemacie dorosłego (dający dziecku dużo wolności, bardziej wspierający niż wychowujący); poszukiwanie rodzica i happy end. Dzieciństwo, o jakim marzy każde dziecko (czyż to, że może rysować bez przeszkód po ścianach, chodzić potargana, jeść z papieru zamiast z talerzy,  bo po co je myć, zamiast lekcji  w szkole spontaniczne przyswajać wiedzę w domu - nie wydaje się cudowne, kiedy ma się kilka lat? Przypomina się Pippi). Dzieci, ale i dorośli lubią taką literaturę "nieuczesaną". A pomysł, by bezdomne dzieci uciekły na dachy, bo wybrały wolność zaskakuje, to coś nowego, co budzi ciekawość. Tajemniczy świat na szczytach kamienic i biurowców, rządzący się swoimi prawami. Po przeczytaniu tej książki niejedna osoba częściej będzie zadzierać głowę do góry ;)


Dachołazy,

Katherine Rundell,
przeł. Tomasz Bieroń,
Wydawnictwo: Poradnia K, 2017
Oprawa: miękka
Liczba stron: 264
Format: 13.5x20.5 cm,
cena z okładki 34.99 zł,
od 10 lat.




Komentarze

  1. Słyszałam już gdzieś o tej książce. Ale tym, że Twój syn po nią sięgnął mnie przekonuje w 100%. Mój (10lat)do tej pory oprócz Pokemonów i jednej części Tomusia Orkiszka nie chce nic czytać (łącznie z lekturami). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, czasem trzeba się nagimnastykować, żeby trafić w gust i nastrój. Ale warto szukać tych książek. Nie każdy musi być molem książkowym, ale czytać powinien ;)

      Usuń
  2. Pierwsze, co mnie przyciągnęło do tej książki, to właśnie ilustracja na okładce. W pełni się z Tobą zgadzam. Szkoda, że potrzeba zareklamowania książki pchnęła wydawcę do zepsucia kompozycji okładki. Gdyby nie zalew haseł, to mogłaby być jedna z najładniejszych okładek (jeśli nie najładniejsza) spośród ostatnio wydanych powieści dla tej grupy wiekowej. Drugie, co mnie przyciągnęło, to skojarzenie z dwiema książkami, które bardzo lubię: "Król złodziei" Cornelii Funke i "Święta dzieci z dachów". Ciekawa jestem, na ile te skojarzenia pozostaną aktualne, kiedy przeczytam całą książkę, nie tylko streszczenie. Niezależnie od tego, potwierdzam, że książka świetnie trafia do młodych czytelników. Moja prawie 11-letnia córka przeczytała ją z bardzo dużym zainteresowaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Króla złodziei" nie znam, "Święta dzieci z dachów" tylko przeglądałam (muszę to nadrobić). A okładka jest bardzo fajna, tylko niknie...

      Usuń
    2. Na "Króla złodziei" moim zdaniem zdecydowanie warto zwrócić uwagę, ale ja mam w ogóle słabość do książek Cornelii Funke, więc mogę być nieobiektywna.

      Usuń

Prześlij komentarz