Bohdana Butenki nie trzeba przedstawiać chyba nikomu, jego charakterystyczne ilustracje wyłowi spośród wielu innych nawet niewprawne czy niewyrobione oko. Historie Gapiszona znane są także wielu wcale nie małym/młodym już czytelnikom - pierwsze rysunki-przygody pojawiły się w latach 60-tych.
Jak zwykle ilustracje nie zawiodą i tu. Książka Gapiszon, krokodyl i ... składa się z dwóch części. Pierwsza to opowieść o Gapiszonie, który po wizycie w zoo postanawia odszukać jajo krokodyla... Zajmuje mu to pięć dni, wreszcie znajduje na brzegu rzeczki w szuwarach jajo, którym postanawia się zaopiekować. Przez tydzień symuluje chorego i leży w łóżku, z jajem owiniętym watą. Po tym czasie ma jednak dość i odstawia "wypożyczone" jajeczko na miejsce, skąd je zabrał. Po pewnym czasie, odwiedzając to miejsce zauważa, że jaja nie ma, krokodyla też. A po rzeczce pływają tylko zwyczajne kaczki. Dzieciaki czytając to opowiadanie dowiedzą się, skąd biorą się krokodyle, i pośmieją. Jednak mnie zirytował tata Gapiszona. Zawsze odgrodzony od rodziny gazetą, udający wszechwiedzącego, choć wiedzę nie zawsze ma pełną...
Moja irytacja przy czytaniu drugiego opowiadania była jeszcze większa..
- Czemu marudzisz, przecież wiesz, że się spieszę? - powiedział z wyrzutem Tata żując kawałek bułki z powidłami. - Co tam z moja herbatą?NO, NARESZCIE!
Te ostatnie słowa były już skierowane do Mamy, która właśnie stawiała szklanki na stole.
- Gorąca, oj gorąca! - skrzywił się Tata.
- Ale bardzo dobra - zapewniła pospiesznie Mama.
Na miejscu mamy chyba wylałabym mu tę herbatę na głowę...
W drugim opowiadaniu Gapiszon postanawia wysłać zaparzoną w szklance herbatę Babci, bo ta ją bardzo lubi. I tak jak postanawia, tak robi...
Historyjki są zabawne (poza wstawkami, za które wojujące feministki mogłyby obrzucić pana Butenkę jajkami, bez potrzeby dopatrywania się tu drugiego dna i satyrycznego spojrzenia na polskie rodziny), jak już pisałam pięknie zilustrowane i wydane.
Agencja Edytorska "Ezop",
Warszawa 2004.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz