O bibliotekach z okazji Dnia Bibliotekarza


Jakich bibliotek nie lubię? CICHYCH. Gdzie słychać jak mucha lata, dosłownie. Gdzie ręce ci się pocą ze stresu, bo przyszłaś z dzieckiem, które ciche być nie lubi. A nie daj Boże, jak tych dzieci przyciągnęłaś więcej, nie jedno tylko dwoje, troje... Masakra! Gdzie bibliotekarka karci cię spojrzeniem, jeśli dziecko wyciąga książkę z półki i odkłada nie tam, gdzie powinno. Albo znacząco chrząka, gdy maluch biega między regałami, zamiast w jednym miejscu zapuszczać korzonki. Gdzie czytelnik jest intruzem i najlepiej żeby szybko złapać książkę i sobie pójść. Znacie takie biblioteki?



Jakie biblioteki lubię? Takie, w których pracownicy są uśmiechnięci, a w oddziałach dla dzieci - dzieci lubią i szanują. Wchodzą w interakcję nawet  - rozmawiają, doradzają, żartują. Pytają o książki, które się podobały i podsuwają równie ciekawe. I nie przeszkadza im ta książka wyciągnięta, i gadulenie między półkami i dysputy małych molików książkowych nad wyższością jednej postaci nad inną... Bo to nie kolorowe stoliki, krzesełka i poduchy między regałami tworzą atmosferę tego miejsca i sprawiają, że chce się wracać, tylko ludzie. Choć oczywiście wystrój wnętrza też jest istotny, o ile milej, kiedy jest na czymś przysiąść i na czym oko zawiesić ;) Jednak nie zalegnie się na pufie w miejscu, gdzie atmosfera jest grobowa, a gospodarz traktuje cię jak zło konieczne....

Pierwsze moje wspomnienie z biblioteki, ja - uczennica pierwszej klasy szkoły podstawowej i biblioteka szkolna.
- Poproszę coś o zwierzątkach! - ta moja kwestia na długo wpisała się w pamieć pań bibliotekarek (jedna przypomniała mi o tym po latach). Potem biegałam do biblioteki miejskiej. Jednej, drugiej. Tyle tam było książek! Tyle regałów. I każda książka obłożona w charakterystyczny, szary papier - jedna wielka niewiadoma. Co tam się kryje? Zawsze, buszując między półkami, znalazłam coś istotnego. Wychodziłam z pełną torbą, książki pochłaniałam, głównie literaturę współczesną. Tam miały miejsce moje literackie odkrycia i zakochania, chociaż książki, które idą ze mną przez lata, hmmm mogę powiedzieć, że już dziesiątki lat - znalazłam w domu.

Po latach, w wakacje, odwiedziłam jedno z tych miejsc (w moim rodzinnym mieście). I zasmuciło mnie - ubogością. Regały skurczyły się, podobnie jak lista autorów... Tego, czego szukałam, nie znalazłam. A pokoik z literaturą dla dzieci... cóż, żal - jakby powiedziała moja gimnazjalistka. Żal i bieda! Disney i pożółkłe książki pamiętające chyba czasy mojego dzieciństwa. Z nowości malutko, oj malutko. Panie bibliotekarki patrzyły na mnie dziwnie, kiedy pytałam je o książki wydawnictw, które lubimy. Większości z nich nie znały. Antoś, który zatęsknił za Maciupkiem i bardzo chciał go pożyczyć, usłyszał z przekąsem, że takie książki to w Warszawie.

Wyjście do biblioteki to dla nas atrakcja. Chłopaki traktują to jako wydarzenie, jeszcze większe od czasu, kiedy mają swoje karty biblioteczne i sami decydują o wyborze części książek, bez moich sugestii. Przyznam, że i ja przeżywam tu ekscytujące chwile, kiedy widzę coś, co chciałam przeczytać, ulubionego autora czy z ilustracjami, które mi się podobają - szybsze bicie serca, niecierpliwość i nerwowe przeliczanie książek, czy na pewno jeszcze mogę wziąć następną, czy już przekroczę limit :) Cieszę się patrząc na chłopaków, kiedy widząc coś, co znają, czytali czy mają na swojej półce - radośnie wołają - Mama, zobacz! Prosiaczek! Mama, Mamoko, pożyczmy jeszcze raz! Mamo, Lasse i Maja! Obserwuję, jak rozpoznają ilustracje, wyłapują style znanych nam ilustratorów, serie... Co przyciąga ich wzrok, co się podoba. Wierzę, że nie tylko teraz chętnie tu przychodzą, ale i kiedyś biblioteka będzie dla nich ważnym miejscem.

Mamy to szczęście, że nasza najbliższa biblioteka jest nowa i dobrze zaopatrzona w książki dla dzieci. Mnóstwo tu nowości z ostatnich kilku lat. Ciekawych, ładnie wydanych. Wiele książek pożyczamy, a te które mnie i dzieci zafascynują - przeważnie później kupujemy. Gorzej tu już z literaturą dla nastolatków. Ale mamy jeszcze kilka innych bibliotek m.in. na mojej trasie praca-dom. 

Czasem słyszę narzekania innych czytelników, próbujących wyłuskać książki dobre i ważne spośród morza byle jakich. I nie jest dobrze. Małe dofinansowanie bibliotek sprawia, że wiele osób zniechęca się i przestaje tam zaglądać. Bo nie ma po co. Bo nie znajdzie się tego, czego się szuka, ani nie wychodzi z czymś, co zachwyca.  Biblioteki ratują się ściągając opłaty za nieterminowe oddawanie książek, które przeznaczają na zakup nowości, ale to kropla w morzu, a i znam takich czytelników, którzy z tego powodu rezygnują...

Jednak cieszy, że pośród szarych bibliotek są i te perełki, prowadzone przez ludzi z pasją i pomysłem, które z wypożyczalni przeradzają się w miejsca tętniące życiem, w małe domy kultury, organizując spotkania z autorami i ciekawymi osobami, czy zajęcia dla dzieci... Nie raz na kilka miesięcy, ale stale, cyklicznie, na co dzień. Znacie takie miejsca?

* na zdjęciu nasza osiedlowo-dzielnicowa jaskinia skarbów ;)

Komentarze

  1. Wasza jaskinia skarbów robi wrażenie. :) Nasza biblioteka jest stara, ale ma bardzo bogaty księgozbiór i dużo nowości. Czerpiemy z niej pełnymi garściami. :D Niestety spotkania z autorami odbywają się przed południem. Porażka - jak to mówi moja piątoklasistka ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też większość zajęć w ciągu tygodnia, a na sobotnie żeby się zapisać trzeba być czujnym jak ważka, ale czasem się udaje ;)

      Usuń
  2. Ale przepiękna biblioteka. Wygląda jak by była w mieszkaniu, tam to dopiero można dobrze się czuć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasza biblioteka znajduje się w małym, piętrowym domku i faktycznie robi wrażenie. Ale jesteśmy zapisani też do innej, w dosyć ponurym miejscu, jednak choć większość książek z niej już znamy - czasem jeździmy, głównie dla przemiłej pani bibliotekarki :)

      Usuń
  3. Nasze biblioteki są bardzo dobre :) Jedna jest wielka, w centrum handlowym, więc to trochę inny klimat - ale jest duży kącik dla dzieci z zabawkami, regały dla najmłodszych mają tylko dwa poziomy, moje dzieciaki mają karty odkąd dostały pesele i młodą bibliotekarze znają po imieniu, chociaż odwiedzających mają naprawdę mnóstwo - jedyna biblioteka, jaką znam, w której zawsze jest pełno ludzi. Jest mnóstwo zajęć dla dzieciaków, my jesteśmy co najmniej raz na tydzień, mimo że to sąsiednia dzielnica :) Dla dorosłych też się dużo dzieje, naprawdę super miejsce.
    W osiedlowej bibliotece też ładnie i przyjaźnie, obydwie świetnie zaopatrzone w nowsze książki dla dzieci (zdecydowaną większość pożyczamy), pracownicy życzliwi, kącik dla dzieci też jest - ale ostatnio nie chodzimy, bo nam nie po drodze, staram się, żeby 12 miejsc z wielkiej biblioteki nam wystarczyło :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozazdrościć! My też większość książek pożyczamy, jednak są takie, które po prostu mieć muszę. Od dłuższego czasu jak kupuje książki dla siebie to są to wyłącznie książki dla dzieci ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powoli zaczynam wpadać w tę samą pułapkę ;) Właśnie walczę ze sobą - kupować czy nie kupować - pakiet Chmielewskiej :P

      Usuń

Prześlij komentarz