Tyle miłości nie może umrzeć, Moni Nilsson

W ostatnim czasie żadna książka nie poruszyła mnie tak, jak ta. I choć były łzy, to odłożyłam ją z uśmiechem. Bo naprawdę tyle miłości nie może umrzeć. Bo osoba, którą się kochało i która nas kochała — jest przy nas nie tylko we wspomnieniach. nie znika, choć fizycznie jej nie ma, 
Moni Nilsson napisała kolejną wspaniałą książkę (znacie pewnie jej serię o Tsatsikim - uwielbiam ją i uwielbiali ją moi chłopcy). Nie epatuje rozpaczą, pokazuje samo życie, w którym jest wszystko. I robi to z czułością i humorem.

To zaskakująca, wciągająca i bardzo dobrze napisana powieść dla starszych dzieci (i dla dorosłych). Nie ma tu ckliwości, jest życie. Choroba mamy, konflikt z przyjaciółką i problemy w szkole, pierwszy chłopak. brat, który jak to starszy brat - jest szorstki, ale kiedy naprawdę trzeba potrafi być blisko, babcia, która nie radzi sobie z chorobą córki,  współczujące spojrzenia ludzi. Rak. Ten czas, kiedy choćby nie wiem jak oczekiwałoby się cudu, człowiek uświadamia sobie, że on nie nadejdzie. Trudno zachować spokój, trudno przyjąć to do wiadomości, te emocje muszą gdzieś znaleźć ujście. A jeśli usłyszy się od własnej przyjaciółki, że „mama umrze” - cały bunt i złość można przekierować na nią i starać się ją ignorować, choć tak bardzo się jej właśnie teraz potrzebuje, Lubimy zaklinać rzeczywistość. Lea myśli sobie, że tak długo, jak będzie nienawidzić Noję, tak długo jej mama będzie żyła. Ta książka aż puchnie od emocji i szczerości. 

Przechodzimy z Leą przez różne etapy odchodzenia mamy., te wszystkie kłębiące się emocje i uczucia. W jej zagubienie i strach, z którymi tak trudno jest sobie poradzić. W próby radzenia sobie z sytuacją po swojemu, choćby i pięściami.

To oswajanie śmierci, a przy okazji pokazanie, że w trudnym czasie dobrze jest być razem, bez udawania, że choroba minie, że będzie dobrze, że warto szczerze rozmawiać o wszystkim, także o tym, co trudne. I że można myśleć nie tylko o tragedii, jaka spadła na rodzinę, ale i o zwykłych rzeczach. że to nic strasznego, czy złego. Tak po prostu jest. 

Lea jest szczęściarą, bo ma rodzinę, której choroba nie osłabiła, a wzmocniła. Kochający się rodzice, mierzący się z najgorszym w sposób najlepszy, na jaki było ich stać i tak, żeby tych ran było jak najmniej. I by każdy miał poczucie, że mimo wszystko, mimo tego, co nadejdzie — będzie dobrze. Że świat dalej będzie się kręcił, a oni sobie poradzą, bo mają miłość i siebie. Bo tyle miłości nie może umrzeć. Dlatego mama nagrywa audiobooki dla Lei i rozplanowuje prezenty na kolejne urodziny dzieci, które obchodzić będą już bez niej. Wybiera zastępcze matki, które mają być w przyszłości dla nich wsparciem i prosi, by rozsypać garstkę jej prochów w parku. Bo blisko domu i dzieci będą mogły przychodzić tu, kiedy będą chciały.

Kiedy nadchodzi rozstanie — pożegnanie tuż przed odejściem łamie serce, jednocześnie przynosząc spokój. Ta książka ma moc otulania tych, którzy stracili bliską osobę i mierzą się z oceanem smutku. Ta książka ma moc ukojenia, przynosi oddech i uśmiech. I choć śmierć kładzie się tu cieniem, to zdecydowanie górą jest życie. I miłość. 

 Książka zdobyła nominację w plebiscycie Lokomotywa 2021 w kategorii TEKST.


Tyle miłości nie może umrzeć,
Moni Nilsson,
il. Joanna Hellgren,
tłumaczenie Agnieszka Stróżyk,
wyd. Zakamarki, 2021,
stron 172,
oprawa twarda,
wym. 15,5 x 20,5 cm,
cena 34,90 zł,
wiek 9+






Komentarze