Angielskie Różyczki, Madonna


Rodzic jest dla małego dziecka całym światem. Do pewnego momentu.  Przychodzi czas, kiedy na pierwszym planie są rówieśnicy. 
Z ich zdaniem się liczymy, na ich akceptacji nam zależy, ich chcemy naśladować. Porównujemy się do nich, chcemy być tacy sami. W tym momencie pojawia się też zazdrość. Bo ona ma fajniejsze ciuchy, albo książki, albo płyty, bo dostała lepszy stopień, bo to ją pani pochwaliła... Ja też tak chcę. A jak zazdrościmy, to udajemy, że nam nie zależy. Odrzucamy taką osobę. Bo wydaje się nam, że jest lepsza, że ma lepiej. O tym są "Angielskie Różyczki". 

O grupie zaprzyjaźnionych dziewczynek, które choć nie chciały się do tego głośno przyznać, zazdrościły inne koleżance tego, że była przez wszystkich lubiana i zawsze chwalona, że była ładniejsza i zgrabniejsza... Nie chciały się z nią kolegować, były dla niej niemiłe i nigdy jej nie zapraszały. I wcale nie widziały tego, że dziewczyna jest zawsze sama i jest... smutna. Dopiero spotkanie z wróżką i jej propozycja podejrzenia Binah w domu sprawiły, że przyjaciółki przejrzały na oczy. I już nie chciały być takie jak ona, bo okazało się, że życie koleżanki wcale nie jest usłane różami....
Zobaczyły, jak były niesprawiedliwe odrzucając Binah.
Powolutku, małymi kroczkami zaczęły zaprzyjaźniać się z dziewczynką, pomagać jej i wspierać. I zdecydowanie lepiej się z tym czuły. A nowa koleżanka okazała się być bardzo miłą i dobrą, i dziwiły się same sobie, dlaczego wcześniej tego nie zauważyły. 

Lubię tę książkę i swego czasu często czytałam ją Marysi. Franek, choć chłopak, też chętnie słucha opowieści o piątce przyjaciółek. Temat mocno uniwersalny, każdy z nas choć raz chciałby zamienić się z kimś na życie, albo przynajmniej uważał, że tamten czy tamta to ma lepiej.




Angielskie Różyczki,
Madonna, 
il. Jeffrey Fulvimari, 
wyd. Zysk i S-ka, 2003,
twarda okładka





Komentarze