Ta krótka opowieść to taka relacja z pierwszego dnia samodzielności i wyjścia na świat bez troskliwej opieki mamy. Wyjścia spod kociej spódnicy i kocich skrzydeł. Kocięta pchane ciekawością stają się zdobywcami nowych wrażeń. To taka podwórkowa kocia inicjacja.
Kociaki Kocmołucha, Mićka i Klarka — dzieci szaroburej kotki Mici — wychodzą na pierwszy spacer. Bo ileż można bawić się w domu w polowania na niby za swoim lub cudzym ogonkiem? Micia postanawia wyprowadzić maluchy poza dom, a potem dyskretnie zniknąć, by dać im szansę na samodzielne poznawanie świata. Koty oszołomione słońcem i wiatrem owiewającym im noski, dają się ponieść temu światu, lecą, a to za ważką, a to za myszką, a to za wróblem. Pierwszy spacer po płocie może być równie ekscytujący co przejście najwyższym mostem świata! A świat jawi się jako miejsce bezpieczne — wszak wszyscy przed kociakami uciekają, a życie piękne! Do czasu, bo na drodze staje im pies i tu zaczyna się problem. Instynktownie maluchy najeżają się i syczą, a potem uciekają w te pędy, wołając mamę. Na szczęście ten pies to podwórkowy poczciwy Burek — Micia zaalarmowana krzykami dzieci oddycha z ulgą. Pierwsze koty za płoty...
Sympatyczna i ciepła opowiastka z życia kociej rodziny, w której obrazy grają pierwszą rolę. Zachwycamy się ilustracjami i razem z bohaterami — urodą i niesamowitością świata.
Jedyne co mi zgrzyta i psuje pierwsze wrażenie z książką to okładka — koty są przeurocze i rozczulające — nie pasuje mi do nich krój pisma i mocna czerń tytułu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz