Czerwony Kapturek w wielkim mieście, Aaron Fisch, il. Roberto Innocenti



„Czerwony Kapturek w wielkim mieście”. Bajka grozy i strachu. I choć autorzy oferują nam dwa zakończenia, w to drugie nie wierzą nawet dzieci. Ta historia nie może się zakończyć happy endem.

Współczesny las to nie las znany z baśni braci Grimm, Współczesny las rośnie w mieście. Mieście z betonu i szła, przeoranym żyłami dróg, z sercem bijącym w centrum.
Hałas, kolor, pokusy... Destrukcja. Samotność. Brud. Strach. To miejsce pełne niebezpiecznych zaułków, gdzie nie tylko po zmroku lepiej się nie zapuszczać, obskurnych zakątków i przejść podziemnych, krzykliwych graffiti i śmieci... A jak przyjrzymy się mieszkańcom, od razu wiadomo, że miasto pełne jest też drapieżników. I nie wiadomo, kto człowiek, kto wilk, a kto szakal. Groza ogarnia każdego, kto się zapuści w niebajkowy świat Innocenti'ego.

„Wszyscy patrzą, ale nikt cię nie widzi”.

„Puste ścieżki nigdy nie są puste. Zawsze znajdą się jakieś obserwujące oczy, nosy węszące okazję”.


Oglądanie ilustracji wciąga, a one same fascynują. Przyciągają i odpychają. Roberto Innocenti z precyzją nakreślił obraz dżungli XXI wieku. Napięcie rośnie z każdą kolejną ilustracją. Oglądasz i czujesz, jak ci serce szybciej bije. Czego nie ma na ilustracjach, jest w tekście. Czego nie ma w tekście, jest na ilustracjach — nie trzeba czytać, wystarczy patrzeć...

To nie jest książka dla małych dzieci. Chociaż moje dzieci, jak ją zobaczyły, to oglądały i chciały czytać. Więc im przeczytałam. Jednak nie planowałam tego robić. Pokazałam córce-nastolatce i na tym miałam poprzestać. Wyszło inaczej. Chłopaków interesowały szczegóły, każda ilustracja została rozebrana na części pierwsze (łącznie z rysunkiem stworzonym przez techników policyjnych, wiecie, w jakich okolicznościach ci panowie bawią się w chodnikowe graffiti), porównywaliśmy nawet napisy na tablicy rejestracyjnej...

Mnie ta książka napełniła smutkiem. Widok matki stojącej na jedynym rozjaśnionym balkonie, pośród innych, uśpionych okien wielkiego miasta, jest przejmujący. Ona czeka, ona jeszcze nie wie, ale my tak. Kapturek nie wróci już do domu.

To nie jest świat, w którym chciałabym żyć, to nie widoki, którymi chciałabym karmić oczy swoich dzieci, ale tak bywa. Są takie miejsca. Są szakale i są wilki. Między radosnymi książkami, warto czasem sięgnąć i po taką.
Dać się ostrzec, bo miasto to nie tylko kawiarnie, parki i kolorowe reklamy. I nie trzeba jechać do Bronxu czy zapuszczać się w rejony północnopraskiego trójkąta bermudzkiego w Warszawie, by się o tym przekonać.


Czerwony Kapturek w wielkim mieście,
il. Roberto Innocenti,
tekst Aaron Fisch,
Media Rodzina, 2014.








Komentarze

  1. Wstrząsające - wystarczy tych kilka ilustracji na Twoim blogu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie miałam mieszane uczucia odnośnie tej książki, ale jak widzę to naprawdę ciekawe doświadczenie przenieść klasyczną baśń we współczesne realia. To potwierdza jej uniwersalność. Nie na darmo mówi się o XXI-wiecznej dżungli... Będę miała tę książkę na oku.
    Blog: Dałabym Ci gwiazdkę z nieba

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowita jest ta książka. Piękna, przejmująca, niezwykła. I pięknie została u Was opisana :) Nie wiem jak po takiej recenzji my mamy ją zrecenzować ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz