WAKACJE NA PODLASIU, czyli jak uciekać to tam, gdzie szumią drzewa i śpiewają ptaki


Widzę ten dom. Może być drewniany, ze starych, grubych bali, które niejedno widziały, niejedno przetrwały. Może być z kamienia. Z przerobionej stodoły. Albo obórki. Może być na kurzej nóżce. Ale ciepły. Bezpieczny. Rzucony gdzieś na koniec świata. Koniec świata, który stanie się początkiem mojego.


Z drewnianymi okiennicami i podłogą, skrzypiącą przy każdym kroku.
Jaki by nie był, zawsze otulony zielenią. Kocham rośliny, kocham drzewa. Kocham widoki po horyzont. Pola, łany zbóż, tu droga, tam las... I poranne mgły.

Póki co skrawek tego mogę mieć jedynie przez chwilę w wakacje. Jak sobie znajdę. Jak się zaprę i wyszukam, wyłuskam z tysiąca ofert osiedli domków, molochów turystycznych, które rozrastają się jak bluszcz na stronach internetowych. Trzeba mieć samozaparcie i siłę, by zasiadać przed komputerem i szukać i odrzucać. Odchodzić, gdy wydaje się, że dla mnie nic tam nie ma i wracać z nadzieją, że tym razem się uda. Bo ja szukam odludnych miejsc, nie za miastem, ale za wsią nawet, gdzie do najbliższego sąsiada będzie hen daleko, a do sklepu to tylko na rowerze albo samochodem.

Wiele osób, którym opowiadam o swoich ulubionych wakacjach, patrzy na mnie jak na wariatkę, bo jak to tak, bez spacerniaka, straganów, kawiarni i budek z fast foodem, bez miejsc, gdzie trzeba "wyglądać" i przeglądać się w wystawach i oczach innych. Ano tak. Ja lubię o świcie wybiec na pole w mgłę, celebrować śniadanie na dworze, a potem  snuć się w piżamie z kubkiem kawy w ręku. Rozkurczyć się i słyszeć tylko śpiew ptaków i wrzaski swoich dzieciaków.

Dom na wakacje



Co roku to mi się udaje, w tym również, choć się nie zapowiadało. Znowu Podlasie - wzywa mnie tam coś i ciągnie. Niepozorne ogłoszenie, mało zdjęć, dających pole do wyobrażania sobie tego, czego na nich nie ma, niepełne informacje i numer telefonu, bez linku do strony i profesjonalnych zdjęć. Zadzwoniłam. Po pierwszej rozmowie z właścicielem gospodarstwa agroturystycznego w Leszczanach wiedziałam, że właśnie tam chcę wywieźć rodzinę i siebie.

"Zaliczka? Jak się Pani zdecyduje to proszę przyjeżdżać, jak  umawiamy to się umawiamy, zaliczka nie jest potrzebna. Będziemy czekać! Przyjeżdżajcie, dobrze wam będzie u nas" - taka postawa ujmuje, okazanie zaufania przywraca wiarę w słowo. I sprawia, że nie jesteś klientem, turystą, ceprem tylko oczekiwanym gościem. Na miejscu okazało się, że przeczucie mnie nie myliło, właściciele Agroturystyki pod Turem okazali się sympatycznymi i bardzo życzliwymi ludźmi.

Z różnych powodów nie cieszyłam się na ten wyjazd tak, jak cieszę się i czekam co roku. Za bardzo zmęczona, przybita różnymi wydarzeniami, które miały miejsce w moim życiu chciałam po prostu pojechać i pobyć w innych dekoracjach. Nawet nie wiedziałam, jaki spokój tam odnajdę, jaką ciszę i mocny sen i jakie poranne mgły i niebo usiane tysiącem gwiazd i  zwierzęta sprawiające, że złe myśli cichną, niepokój się oddala...

Dlatego zostawiam ślad tego miejsca, rzuconego w mozaikę pól, łąk i lasów, bo może tak jak ja znajdzie się ktoś, kto lubi tak uciekać. Kto lubi takie odludzia tak pięknie tętniące życiem. Miejsca dla tych, których koi widok pól, a  na niebie kołujące orły i jastrzębie i siedlisko bobrów kilkaset metrów za domem, ciepło ogniska i zapach siana w stodole.
My znaleźliśmy tu jeszcze więcej, bo zagrodę danieli i owiec kameruńskich przy podwórku, ciągnącą się od lasu do lasu i osiem kotów, z których jeden tak nas sobie wybrał i zaanektował, że rozstać się nie było sposób. Więc mamy kota. Tak, Lucek przyjechał z nami do Warszawy.

Kocham Podlasie za przestrzeń, urokliwe zakątki, dzikość, zatrzymany czas, prostotę i bezpretensjonalność. Za życzliwych ludzi i ciągle jeszcze niewielu turystów. Kocham Podlasie za tęsknotę, którą we mnie budzi.

W Leszczanach pod Żubrem


A sam dom? Duży, z werandą, przytulony do starej stodółki, przerobionej na salę imprezową z bilardowym stołem (co się nagraliśmy to nasze!). W domu spory salon z kominkiem, trzy sypialnie, kuchnia, łazienka. Ale tak naprawdę najważniejsze było to, co na zewnątrz - weranda, altanka, duży basen ogrodowy, kilka huśtawek, i ławek i zieloność, gdzie oko sięga.

Przestrzeń, zieleń, spokój i wspaniałe sąsiedztwo za miedzą Indiańskiej Wioski Puszczykówka, w której już raz byliśmy, a w tym roku wpadaliśmy często, bo chłopaki lubili pooglądać zwierzęta, posiedzieć w tipi i posłuchać barwnych, indiańskich opowieści. Tuż przed odjazdem wpadliśmy tu na obiad - prosty, pyszny, podany na werandzie na kolorowym obrusie.

W najbliższym sąsiedztwie wieś Okopy (tu urodził się ks. Jerzy Popiełuszko), która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie - spacerując drogą miałam wrażenie, że znalazłam się poza czasem, we wsi, która kiedyś żyła, a obecnie jest porzucona, opuszczona...

Kiedyś tu wrócimy.

W pobliżu podlaskie atrakcje, o których pisałam w 2017 roku.

I nasza poprzednia baza na Podlasiu, równie urokliwa i klimatyczna, czyli Siedlisko z widokiem.

A poniżej trylion zdjęć.




















Okopy - miejsce urodzenia ks. Jerzego Popiełuszki





Komentarze

  1. Piekne,piekne zdjecia... patrzac na nie teskni sie za wakacjami,przyroda i cisza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie miejsca mają jedyny i nie powtarzalny klimat! W szczególności ten dom, aż chciałoby się tam zamieszkać. Idealne miejsce na wypoczynek od życia. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajne miejsce już po samych zdjęciach widać że jest to spokojne miejsce i jest tam klimacik i nikt się nie przejmuje takimi prostymi sprawami jakie są z reguły w mieście, też lubię takie miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za ten wpis, też lubię takie miejsca i tam wypoczywam najlepiej
    A dzieki Pani rekomendacji byłam w Brzozowcu i dobrze mi było. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie się cieszę! Brzozowiec i okolice bardzo miło wspominamy. Z serdecznościami M.

      Usuń
  5. Takie klimaty tylko na wsi, powiem szczerze że na prawdę fajnie jest tak odpocząć sobie od miejskiego zgiełku. Na prawdę warto się wybrać w takiej miejsce. My jeździmy na wieś zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mieszkałam w takim miejscu w dzieciństwie. Sądzę że to najlepsze co mogło mnie spotkać. Tyle pięknych wspomnień i przeżytych chwil. Nie zamieniłabym tego na mieszkanie w mieście za żadne skarby.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakie piękne miejsca. Podlasie to wspaniała kraina..

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz