Grudniowy gość, Siri Spont, il. Alexander Jansson

Oczekiwanie na kolejną Zakamarkową książkę adwentową (podzieloną na 24 rozdziały, do czytania przez czas adwentu) i ... jest! Staranne (jak zawsze) wydanie, znajomy format i płócienny grzbiet. Do tego ważny temat, choć trudny. 
Ale czuję rozczarowanie. Nie tym, że te święta to tylko w symbolicznych dekoracjach, bez religijnego pogłębienia — to książki skandynawskie, gdzie święta mają inny wymiar. To wszyscy wiemy i chyba do tego jesteśmy — my czytający „adwentówki” —  przyzwyczajeni. Nie podobają mi się ilustracje: oglądając je, mam wrażenie, że patrzę na komputerową animację. Zdecydowanie wolę inne obrazy, inną kreskę.


Grudniowy gość, Siri Spont, il. Alexander Jansson




Marta cieszy się na powrót ojca, który pracuje poza miastem i w związku z tym często nie ma go w domu. Wokół panuje już przedświąteczna gorączka, sąsiedzi na osiedlu mają pięknie przystrojone mieszkania, okna i balkony (...) Nasze domy są jak gigantyczne kalendarze adwentowe (...). W domu Marty brakuje jeszcze ozdób, jest za to smutek — mama często rozmawia przez skype'a z rodziną, a po tych rozmowach jest przygnębiona. Bo rodzina mamy mieszka TAM — tam, gdzie jest wojna. TU mieszka Martą z bratem, mamą, tatą i babcią.

Tata wraca, ale jest inaczej — nie żartuje z dziećmi, nie podrzuca ich do góry, nie śmieje się i nie daje im podarków. Jest poważny, a nowina, którą się z nimi dzieli, wcale się Marcie nie podoba. W ich domu ma pojawić się ktoś obcy — kuzyn Marty, którego dziewczynka nie zna, bo chłopiec pochodzi z kraju, w którym jest wojna. Chłopiec przyjedzie sam i zamieszka z nimi do czasu, aż uda się ściągnąć jego rodziców. Jeśli się uda...

Chłopiec nie zna ani rodziny Marty, ani miasta, w którym się znajdzie — trzeba ułatwić mu start w nowym miejscu, dlatego Marta musi opuścić swój pokój i przenieść się do pokoju młodszego brata. Jedyne co udało się dziewczynce wywalczyć w tej sytuacji to ... chomiki, o których z bratem marzą, ale mama dotychczas nie chciała się na nie zgodzić. Za obietnicę "bycia miłymi" dla Yusufa (tak na imię ma kuzyn), dzieci dostają wymarzone zwierzątka. Już niebawem okaże się, że jeden z nich nie jest takim sobie zwykłym chomikiem...

Przyjazd Yusufa dużo zmienia, a sam kuzyn rozczarowuje Martę. Całymi dniami siedzi w pokoju (jej pokoju!) i prawie w ogóle się nie odzywa. A Marta coraz częściej musi rezygnować ze spotkań z przyjaciółkami ... Jedyną osobą, która rozumie zawód Marty, jest babcia. Ciepła i mądra. Stara kobieta, która WIE więcej. To babcia sprawia, że dzieci zbliżają się do siebie. Wyprawy do lasu — ta „przygoda”, o której mówiła babcia — pozwalają im się poznać i zrozumieć. Tajemnica i wspólne przeżycia łączą i przełamują dystans.

Książka o stworach żyjących w lesie czytana przez babcię staje się iskrą zapalną i przewodnikiem dla Yufusa, który uwierzył, że w leśnym domku znajduje się magiczne przejście między światami i tu wcześniej czy później dotrą, przyjdą jego rodzice. Trzeba tylko coś zrobić, aby trolle nie zrobiły im krzywdy. Chłopiec kurczowo trzyma się tej myśli, a Marta pomaga mu w opracowaniu i realizowaniu planu... Prezenty podrzucane przez babcię w kalendarzu adwentowym utwierdzają dzieci w tych wyobrażeniach (talizman chroniący przed trollami, latarka, kompas, stary klucz).

Rodząca się bliskość między Martą i Yufusem staje się zadrą między dziewczynką, a jej przyjaciółkami. Tym bardziej że Marta musi wybierać między spotkaniami z koleżankami a wyprawami do lasu. I coraz częściej spędza czas z kuzynem — bo mają swoją tajemnicę i wie, że jej  gość tęskni za rodzicami, czuje się samotny i jedyne, co go trzyma przy nadziei to... nadzieja. Koleżanki odwracają się od niej. To boli.

Jednak tuż przed świętami wszystkie zawiłe sprawy się prostują, a finał historii jest do przewidzenia. Bo święta to czas, w którym wszystko jest możliwe i dzieją się cuda!


***

Co mi się podoba? Świat realny. Dialogi, wydarzenia, sytuacje domowe i relacje rodzinne i to, co dzieje się między Martą i jej przyjaciółkami, odczucia głównej bohaterki — czuję ten klimat. Bez lukru, prawdziwie, chwilami boleśnie, ale tak jest. Wiemy to, prawda? I z własnych dziecięcych doświadczeń i z tego, co widzimy u swoich dzieci. Przyjaźnie bywają kruche, niedomówienia sprawiają, że łatwo odwrócić się na pięcie i odejść np. do kogoś, kto jest, kto ma czas, czy ładniejsze zabawki.

Jednak na równi ze światem realnym ważny jest świat wyobrażony, a granica między nimi jest płynna. To nie jest łatwa książka — jeśli uwierzymy w magię, trolle i tajemnicze przejścia możemy czuć się nieco zagubieni. Skąd pomysł, by zabierać chomika do lasu i w ogóle jaka jest rola Blanki w wyprawach, skąd amulet na szyi mamy Yusufa...? Odczytywana na pierwszym poziomie dla mnie nie jest spójna, jednak jeśli będziemy odczytywać tę książkę na poziomie symboli, całość nabiera zupełnie innego wymiaru, głębi. Przejście między światami — tym ogarniętym wojną a tym bezpiecznym, dającym schronienie? Złe trolle, uniemożliwiające ucieczkę z piekła wojny? Włączenie się dziecka w pomoc rodzicom tak, jak potrafi, tak jak może? Dobro i zło, zagrożenie i schronienie, tęsknota i miłość plus magia świat...  
To książka, której nie można —  czytając ją z dzieckiem—  zostawić bez rozmowy, bez komentarza. Zdecydowanie inna od pozostałych pięciu "adwentówek", trudniejsza, bardziej mroczna. Ciekawa jestem, jak odbiorą ją młodzi czytelnicy. Moi właśnie ją czytają.


Grudniowy gość, 
Siri Spont
ilustracje: Alexander Jansson
tłumaczenie: Marta Wallin
wydawnictwo Zakamarki, 2019,
warda oprawa, płócienny grzbiet
Stron 100,
cena: 49.90 zł
wiek 6+












Komentarze

  1. Ja dziś przeczytałam tę książkę i oddaję w ręce młodszego syna. Podobała mi się ta historia, choć wątek z chomikiem, rzeczywiście dziwny... CO do ilustracji, na pierwszy rzut oka, rzeczywiście komputerowe ale po jakimś czasie odkryłam ich magię.. Choć nosów bohaterów nie polubię! :-)Polecam przejrzeć w internecie prace tego autora. Ja jestem na TAK!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz