Tristan 1946

Tristan 1946 jest próbą przeniesienia celtyckiego mitu na współczesny grunt. Próbą porównania, a może udowodnienia, że miłość w XX wieku jest już inna, bo tu z miłości się nie umiera?

Pierwszym opowiadaczem tej historii - trubadurem jest Wanda, Polka, która tuż przez wybuchem wojny wyemigrowała do Anglii.  W czasie kiedy aklimatyzowała się w Kornwalii i wiodła spokojne, bezpieczne życie, jej syn - Michał (Tristan)  przeszedł Powstanie Warszawskie i piekło wojny. Był uczestnikiem wydarzeń, które pozbawiają człowieka złudzeń. Widział, co można zrobić z człowiekiem (ojciec zginął zastrzelony w bramie war-szawskiej kamienicy, Annę bez twarzy- przyjaciółkę ojca zamęczono), był zatruty wojną, osamotniony, rozczarowany. Taki właśnie, po sześciu latach nieobecności, pojawił się w Brytanii, dokąd uciekł niemal wprost z niemieckiego obozu.
Na Izoldę nie trzeba długo czekać. To Kathleen, na kórą Michał mówi Kasia. Od początku znajomości młodzi są sobą zafascynowani. Kasia to wie, natomiast Michał wzbrania się przed jakimikolwiek uczuciami, sam przed sobą udaje, że ratuje człowieka (to hasło usłyszał od ojca - przede wszystkim trzeba ratować człowieka), a nie kobietę. Przed kim? Przed rodzicami, lekarzami, którzy wodzą za Kasią wzrokiem, przed nią samą i samym sobą?
Na początku ich znajomości „młodej doktorce” udaje się nakłonić Michała do wyrzucenia języka zabitego przez niego Niemca, który nosił przy sobie „na pamiątkę” w słoiku w formalinie (uciekając ze szpitala odciął język napotkanemu w lesie Niemcowi) - to nawiązanie do języka zmoka w Dziejach Tristana i Izoldy. Zniszczenie tej pamiątki-trucizny (a raczej zakopanie w parku) oznacza nie tylko likwidację namacalnego dowodu przeszłości Gaszyńskiego, ale przede wszystkim zniszczenie wspomnień, które zatruwają tego młodego mężczyznę od środka. Język hiterowca sączył jad do serca Michała, jak trucizna zatruwał jego duszę. Nie pozwalał rozliczyć się z przeszłością, za-pomnieć, odciąć się i zacząć dalej żyć.
Michał pomaga Kasi odejść z domu – namawia profesora Bradleya, „króla psychologów”, którego poznał, aby przyjął ją jako sekretarkę. Tak też się stało. Jednak Michał nie przewidział, że Bradley zaproponuje pannie Mc Dougall małżeństwo, a ona w poczuciu, że to Michał pchnął ją w ramiona „starego” i z kobiecej przewrotności – mu nie odmówi... I mamy już króla Marka.
Profesor kocha przede wszystkim młodość, a jak młodość to i młodych ludzi bez względu na płeć. Kiedy żeni się z Kasią, przygarnia też pod swoje skrzydła Michała. Jest zauroczony jego postawą, bezkompromisowością. Gorąco namawia go, aby rozpoczął studia architektoniczne - to najlepszy sposób na pomoc zburzonemu krajowi, zburzonej Warszawie, o której Michał mu opowiadał. Nawet napomknął, że ułatwi mu dostanie się na ten kierunek. Zaprasza Michała do swojego domu, namawiał na zamieszkanie u niego, pod jednym dachem z Kathleen.
Bradley jest nieświadomy sytuacji, a może świadomy, lecz celowo, dla dobra sprawy przymykający oko na sympatie młodych, aby ich nie stracić? Stanowisko zajmuje dopiero wtedy, gdy młodzi zostają przyłapani na gorącym uczynku, w wyniku zasadzki służby Bradleya.
Bo michał i Kasia, od chwili wysłuchania symfoni Franca Młodzi ulegają największej sile, sile fatalnej i nic nie jest od niej ważniejsze. Muzyka, której młodzi słuchali zaczarowała ich, pod jej wpływem ulegli fatalnej sile miłości. Młodzi zaczęli funkcjonować w swoim świecie, w którym nie istnieją żadne normy, nakazy i prawa. Zachowywali się jak niewinne dzieci, dzieci, czyste mimo grzechu zdrady i cudzołóstwa. Byli przekonani, że postępują właściwie... Dokąd ich to zaprowadzi? Czy w XX wieku kocha się inaczej niż w XII? Czy dla miłości się umiera?

To dobra książka. Świetnie się ją czyta. Kuncewiczowa doskonale przechodzi od stylu do stylu - jak pisałam pierwszym opowiadaczem jest Wanda, sa kolejni... Poznajemy historię z punktu widzenia Michała i Kasi,  a nie tylko Brangieny - którą jest tu Wanda, opowiadaczem jest też tu Franciszek czy jugosłowiański malarz Miodrag. Każda osoba to inny sposób mówienia, inny sposób snucia historii... Coraz bardziej odkrywam tę książkę. Polecam!


Maria Kuncewiczowa, Tristan 1946, Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1990.

Komentarze